Chce wam opowiedzieć jak bardzo czuję się rozerwana pomiędzy dwa zupełnie różne światy.
Pierwszy świat to ten, w którym żyłam prawie 20 lat. To tam się urodziłam, to tam dorastałam, to tam się wychowałam, to tam zostawiłam rodzinę. Mowa oczywiście o Polsce. Przez ponad dziewiętnaście lat mieszkałam w jednej małej miejscowości, chłodziłam do miejscowej szkoły, bawiłam się lalkami Barbie pod blokiem ze znajomymi, piłam oranżadę za niecałą złotówkę pod sklepem, wkurzałam się, gdy mama nie pozwalała mi spać w namiocie pod blokiem, oraz gdy biły dzwony kościelne, ponieważ był to znak, że pora wrócić do domu. Gdy już byłam nieco starsza jeździłam w nowe miejsca oraz poznawałam nowych ludzi, Następnie zaczęłam odkrywać siebie. Zaczęłam próbować nowych rzeczy oraz korzystać z życia. Dowiedziałam się jak to jest mieć przyjaciół i jak to jest ich w jednej chwili stracić, po raz pierwszy byłam zakochana jak i po raz pierwszy miałam złamane serce. Nauczyłam się okazywać uczucia i mówić kocham. Odkryłam, że niektórzy ludzie są dla mnie zbyt toksyczni, więc "pozbyłam" się ich z mojej codzienności. Nie bałam się żadnej pracy. W każde wakacje starałam zarobić jakiś grosz dla siebie, ponieważ nie lubię ciągnąc kasy od rodziców. Przez ostatnie kilka lat doceniłam swoją rodzinę, odkryłam YouTube jak i swoją miłość do siłowni. Wiara w to, ze wszystko jest możliwe i nic nie dzieje się w naszym życiu bez przyczyny otworzyła mnie na świat. Poznałam wspaniałe osoby przez YT jak i osoby, które już mieszkały blisko mnie, które znałam, ale stały mi się bardzo bliskie. Nabrałam dystansu do życia i zaczęłam z niego korzystać. Na studniówkę zaprosiłam chłopaka, którego znałam 2h a nasza znajomość na tym się nie skończyła, ponieważ wciąż mamy ze sobą kontakt oraz przed moim wylotem spędzaliśmy razem sporo czasu. W ostatniej klasie technikum pracowałam w KFC- poznałam tam wspaniałych ludzi. Przekonałam się, jak wspólna pasja potrafi zbliżyć do siebie dwójkę ludzi. Nigdy nie sądziłam, że znajdę osobę, która tak doskonale będzie mnie rozumiała, z która widywałam się tylko w pracy, ale potrafiliśmy pisać do 4 rano dosłownie o wszystkim. Osoba, która cieszy się z twojego szczęścia i pomaga ci się podnieść, gdy upadasz to skarb. Nie licząc rodziny to ja mam dwa takie skarby w moim życiu. Ostatnia klasa technikum to był okres kiedy zaczęłam korzystać ze swojej totalnej wolności, pracowałam, imprezowałam, uczyłam się, spędzałam czas z rodziną, przyjaciółmi i ze znajomymi, byłam po raz na Woodstocku, zwiedziłam sobie polskie miasta, nagrywałam filmiki na YT, prowadziłam bloga, chodziłam na siłownie, starałam się spędzać jak najwięcej czasu z rodziną. PO PROSTU ŻYŁAM PEŁNIĄ ŻYCIA. Dnia 17 sierpnia 2015 roku nadszedł czas abym porzuciła swoje dotychczasowe życie i poleciała do USA.
(sweter- SheIn | bluzka- NewYorker | legginsy- NewYorker | botki- primark)
Mój drugi świat to USA. Żyję w nim od niecałych trzech miesięcy i muszę przyznać, że mi się podoba. W sumie to nie różni się jakoś specjalnie od tego pierwszego. Mam pracę, znajomych, poznaję nowych ludzi, zwiedzam, prowadzę bloga, dodaję filmiki na YT, chodzę na siłownie z tym, że jest jedna zasadnicza różnica- w pobliżu nie ma mojej rodziny. Przyjechałam tutaj nie znając nikogo, do obcej rodziny, po niedługim czasie poznałam dziewczyny, z którymi mogę spędzać wolne popołudnia i wieczory, imprezować czy zwiedzać. Nie obyło się bez poznania paru chłopaków, którzy są moimi dobrymi kolegami. Dzięki nim mój angielski się rozwija, bo sporo rozmawiamy. Mam tutaj jeszcze jedną osobę. Jest ona jak moja siostra. Mam na myśli Sarę z YT. Zawsze, gdy wiem, że mam się z nią spotkać mój humor poprawia mi się diametralnie. Jestem wdzięczna, że tak daleko od domu znalazłam osobę, która stała mi się tak bliska. Pracuję jako AuPair. Praca ta nie jest taka lekka jak to sobie wyobrażałam. Spoczywa na mnie olbrzymia odpowiedzialność. Jak tak patrzę na to z innej perspektywy, to po roku czasu będę idealną kandydatką na żonę, bo i ugotuję, posprzątam, wypiorę, poskładam pranie, spędzę czas z dziećmi. No to który chętny? (haha) Rodzina doskonale się do tego przykłada poprzez obowiązki, które na mnie spoczywają. Nie mam im tego za złe, że tak dużo robię. Na dobre mi to wyjdzie. Przez 9h dziennie czuję się jak mama, po czym gdy przychodzi weekend wracam do swojego szalonego życia. Rzadko kiedy zdarzy się, abym odpaliła laptopa w ciągu tygodnia czy nawet w weekend. Nie mam zupełnie tutaj na to czasu, ale to raczej dobry znak. Kto by pomyślał, że praktycznie co weekend będe w NYC? Czyż to nie jest wspaniałe? Na siłowni trenerzy personalni namawiają mnie na to aby zrobiła jakieś certyfikaty w tym zakresie, bo się bo tego nadaję. Jestem ciekawa jak potoczy się moje tutejsze życie. Ciekawe gdzie mnie poniesie, ciekawe jak rozwinie się mój romans z Ameryką...
Nie łatwo jest pogodzić te dwa światy, ale staram się jak tylko mogę. Codziennie z samego rana mama mnie budzi i rozmawiamy przez chwilę, staram się po południu znajdywać czas na rozmowy z rodziną oraz ze znajomymi z Polski, wieczorami żyję drugim światem, bo w Polsce już wszyscy śpią. Czasami mam rozerwanie głowy. W szczególności, gdy te dwa światy się pokrywają, czyli przeważnie do wieczora tutejszego czasu, bo mam wiadomości od znajomych z polski i od tutejszych. Zawsze staram się relaksować na siłowni. Tam telefon dla mnie nie istnieje. To takie 2h oazy spokoju i odetchnięcia od obu światów.